17.11.13

000. Prolog

Niamh Grey wpatruje się w okno. Na błyszczącej tafli widzi swoje własne, kolorowe odbicie, co przyjmuje z ulgą, bo otaczający ją świat jest aż nazbyt ponury. Jest tam dużo roślinności, to fakt, lecz drzewa wydają się szare, umarłe. Zwłaszcza w nikłym świetle poranka.
– Kiedy dojedziemy? – pyta Niamh, odwracając się plecami do tego martwego widoku. Z jasnego, pomarańczowego fotela uśmiecha się do niej Christopher, jej prywatny stylista. Ma on na sobie niebieską koszulę i proste czarne spodnie. Niamh zawsze zastanawiało, czemu mężczyzna ubiera się tak… nijako. Potrafi on tworzyć naprawdę niesamowite kreacje, robi to z pasją, w swoje prace wkłada całe serce. Był to ten typ człowieka, który myślał o wszystkim i wszystkich, tylko nie o sobie. Teraz jego głowę zaprzątały myśli o trybutce, którą dostanie pod swe skrzydła.
Chris wzrusza tylko ramionami. Wstaje i wkłada ręce do kieszeni. Staje obok kobiety i wbija wzrok w ponury krajobraz.
– Chciałbym dostać jakąś dwunastolatkę – mówi nagle. – Delikatną i dziewczęcą blondyneczkę, zagubioną i wystraszoną, z którą trzeba by było naprawdę popracować, nie tylko nad wyglądem, ale również nad psychiką. Potrzebuję jakiegoś wyzwania! Mam już dość tych wszystkich pewnych siebie szesnastoletnich panienek, których największym problemem jest kolor ich sukni! Mam dość Dystryktu Pierwszego i jego paniusi! Potrzebuję czegoś innego, jakiegoś wyzwania, kogoś z ciekawą osobowością!
Niamh wykrzywia usta.
– Ja nie spełniam tych kryteriów? – pyta z przekąsem i obserwuje, jak kąciki ust mężczyzny lekko się unoszą.
– Nie, Niamh – mówi spokojnie – ty jesteś jedyna w swoim rodzaju. Ale ja wciąż…
Nie kończy. Pociąg staje i drzwi do wagonu otwierają się.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmia jeden z służących. Kobieta uśmiecha się.
– Wreszcie – szepcze i rusza do wyjścia. Ciepły, letni wiatr rozwiewa jej różowe jak guma balonowa włosy.
– Dobrze, że nie włożyłam sukienki – śmieje się cicho i z ulgą odnotowuje chichot za swoimi plecami.
Z mroku wyłania się kobieta, młoda, najwyżej dwudziestoparoletnia. Ciemne włosy opadają jej na ramiona, jasną koszulę przepasała paskiem.
– Niamh Grey – zaczyna, zbliżając się do nich – czyli jednak cię tu przenieśli. A nie sądziłam, że będziemy miały okazję porozmawiać od czasu naszego pechowego spotkania.
Kapitolinka krzywi się delikatnie na jej słowa. Przez całe poprzednie Igrzyska musiała towarzyszyć zwyciężczyni z Dziewiątki, mimo że opiekowała się trybutami z Dziesiątki. Na jej własne nieszczęście miejsca w Sali dla opiekunów i mentorów były poustawiane według kolejności numerów Dystryktów, czyli dziewiątka obok dziesiątki.
Przez te kilka dni Niamh doskonale poznała młodą Candicy Bree. Dziewczyna była irytująca, ciągle się z nią sprzeczała i krytykowała ubiory Kapitolińczyków. Pewnego razu Niamh nie wytrzymała i powiedziała, że na szczęście mają ją przenieść do Czwartego Dystryktu i nie będzie musiała rozmawiać z takimi głupimi osobami jak Candicy.
– Niestety, organizatorzy stwierdzili, że tutaj potrzeba im profesjonalisty – mówi ze spokojem Niamh, podkreślając ostatnie słowo, co tylko przywołuje uśmiech na usta dziewczyny.
– Czyli koszmary czasem się spełniają – stwierdza Bree, nie przestając się uśmiechać.
Opiekunka postanawia zignorować tę uwagę i kątem oka zerka na Chrisa.
– Nie wiem, czy miałaś przyjemność poznać mojego towarzysza, Ch…
– Christophera Faciollo, tak, tak, wiem – dokańcza za nią zwyciężczyni. – Lepiej chodźmy już do samochodu – proponuje, rozglądając się wokoło. – Zaraz wzejdzie słońce i ludzie zaczną wychodzić z domów, a nie sądzę, by byli zadowoleni z waszego przybycia.
Niamh marszczy lekko brwi, idąc za brunetką.
– Mogą krzyczeć? – pyta z lekkim niepokojem w głosie i marszczy nos, słysząc głośny śmiech Candicy.
– W takim momencie obawiałabym się o własne życie, Gray.
Opiekunka wzdryga się lekko i szybko wsiada do wielkiego, czarnego pojazdu. Drzwi się zamykają, pojazd rusza.
Niamh zajmuje miejsce obok Christophera a Candicy siada naprzeciwko nich. Przez chwilę przygląda się styliście, mrużąc oczy.
– Nie wyglądasz jak oni – stwierdza po chwili i rozkłada się wygodnie na skórzanym siedzeniu. Chris uśmiecha się lekko.
– Bo nie jestem jak oni – odpowiada, wywołując u brunetki śmiech.
– Co sprowadza stylistę największych sław Kapitolu, trybutów z Jedynki, do takiego ponurego miejsca jak to?
Mężczyzna przekrzywia lekko głowę.
– Powiedzmy, że przybyłem po wenę i natchnienie… – mówi ostrożnie – bo niektóre osoby z Kapitolu czy Jedynki niekoniecznie mnie zadowalają.
– Więc wolałeś Dziewiątkę? – Candicy kręci z niedowierzaniem głowę. – Pewnych osób na tym świecie nigdy nie zrozumiem.
Przez chwilę w samochodzie panuje cisza.
– A co u starej Glenny? Nawet nie oczekiwałam, że się tu zjawi, ale zastanawia mnie, czy wciąż uważa, że przebieranie trybutów za kłosy jest najlepszym pomysłem.
Christopher chichocze cicho.
– Chyba organizatorom się to nie podobało, bo ją zastąpili niejaką Del. Rozmawiałem z nią na temat strojów i razem stwierdziliśmy, że trzeba wymyślić coś oryginalnego. Moim zadaniem jest tylko obejrzenie trybutów z bliska, a potem, tuż po zakończeniu losowania, wracam poduszkowcem do Kapitolu i zaczynamy pracę nad strojami.
Samochód zatrzymuje się, Candicy otwiera drzwi.
– Chodźcie – mówi władczo i rusza białym chodnikiem. Niamh ze zdziwieniem rozgląda się po placu. Cała powierzchnia przyprószona jest czymś białym.
– Śnieg? – pyta. – Przy takiej pogodzie?
– To mąka.  – Zwyciężczyni nawet nie odwraca się w jej stronę. – Zawsze pokrywa chodniki i ulice. Jak pewnie wiesz, nasz dystrykt zajmuje się jej wytwarzaniem.
Drzwi do Pałacu Sprawiedliwości otwierają się. Niamh bierze głęboki wdech.
– No to zaczynajmy!

_____________________________________
Witam wszystkich! Oto moje opowiadanie na podstawie Igrzysk! Może jeszcze nie wiecie, ale nie będzie ono pisane z perspektywy Niamh, tylko trybutki, Morvoren (Niamh nie jest na moje siły). Mam nadzieję, że opowiadanie was zaciekawi i będziecie tu zaglądać.
Co do szablonu, to wykonałam go sama, dlatego jeśli macie z nim jakieś problemy, piszcie, poprawię. Był robiony na szybko, wczoraj wieczorem, dlatego może mieć pewne... błędy.
Pozdrawiam wszystkich!
~Caireann

4 komentarze:

  1. Czuję się inspiracją *ociera łzę*
    Rozumiem, że to z perspektywy Kapitolanki, która odgrywa rolę... no, tą co miała Effy. Naczy, ten rozdział. I ten wyjątek bardzo mi się podoba :3
    Stylista jest boski. Już go pokochałam xd A jak to będzie z Morvoren to się zobaczy.
    Jestem na komórce, więc nie wiem dokładnie co z szablonem, ale wygląda całkiem ciekawie.
    Pozdrawiam cieplutko
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa! Weszłam na kompa i szablon mnie olśnił O.O Głównie CSS (menu) BRAWO!

      Usuń
    2. Och, dziękuję pięknie. Tak, to taka moja Effie. I cieszę się, że szablon przypadł do gustu :D

      Usuń
  2. Niesamowite! Cudownie piszesz, naprawdę. Rzadko się zdarza w Igrzyskowych fanficach prolog, czy rozdział 1 pisany z perspektywy innego bohatera, a tym bardziej kogoś z Kapitolu. Co oczywiście mnie bardzo cieszy! Wspaniale wszystko przedstawiłaś, nawet bez dopisku na końcu rozdziału dało się domyślić, że Niamh nie jest główną bohaterką ;)
    Interesują mnie te postacie, w szczególności Christopher. Widać, że pasjonuje go to, co robi, a musi być naprawdę dobry, skoro dostał Pierwszy Dystrykt. Ciekawi mnie, czy przedstawisz w dalszych rozdziałach jego projekty? Chyba jestem zmuszona czytać dalej :)
    Pozdrawiam,
    Hanae Mori.

    OdpowiedzUsuń