Niamh Grey wpatruje się w okno. Na błyszczącej tafli widzi
swoje własne, kolorowe odbicie, co przyjmuje z ulgą, bo otaczający ją świat
jest aż nazbyt ponury. Jest tam dużo roślinności, to fakt, lecz drzewa wydają
się szare, umarłe. Zwłaszcza w nikłym świetle poranka.
– Kiedy dojedziemy? – pyta Niamh, odwracając się plecami do
tego martwego widoku. Z jasnego, pomarańczowego fotela uśmiecha się do niej
Christopher, jej prywatny stylista. Ma on na sobie niebieską koszulę i proste
czarne spodnie. Niamh zawsze zastanawiało, czemu mężczyzna ubiera się tak…
nijako. Potrafi on tworzyć naprawdę niesamowite kreacje, robi to z pasją, w
swoje prace wkłada całe serce. Był to ten typ człowieka, który myślał o
wszystkim i wszystkich, tylko nie o sobie. Teraz jego głowę zaprzątały myśli o
trybutce, którą dostanie pod swe skrzydła.
Chris wzrusza tylko ramionami. Wstaje i wkłada ręce do
kieszeni. Staje obok kobiety i wbija wzrok w ponury krajobraz.
– Chciałbym dostać jakąś dwunastolatkę – mówi nagle. –
Delikatną i dziewczęcą blondyneczkę, zagubioną i wystraszoną, z którą trzeba by
było naprawdę popracować, nie tylko nad wyglądem, ale również nad psychiką.
Potrzebuję jakiegoś wyzwania! Mam już dość tych wszystkich pewnych siebie szesnastoletnich panienek, których największym problemem jest
kolor ich sukni! Mam dość Dystryktu Pierwszego i jego paniusi! Potrzebuję
czegoś innego, jakiegoś wyzwania, kogoś z ciekawą osobowością!
Niamh wykrzywia usta.
– Ja nie spełniam tych kryteriów? – pyta z przekąsem i
obserwuje, jak kąciki ust mężczyzny lekko się unoszą.
– Nie, Niamh – mówi spokojnie – ty jesteś jedyna w swoim
rodzaju. Ale ja wciąż…
Nie kończy. Pociąg staje i drzwi do wagonu otwierają się.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmia jeden z służących. Kobieta
uśmiecha się.
– Wreszcie – szepcze i rusza do wyjścia. Ciepły, letni wiatr
rozwiewa jej różowe jak guma balonowa włosy.
– Dobrze, że nie włożyłam sukienki – śmieje się cicho i z
ulgą odnotowuje chichot za swoimi plecami.
Z mroku wyłania się kobieta, młoda, najwyżej dwudziestoparoletnia.
Ciemne włosy opadają jej na ramiona, jasną koszulę przepasała paskiem.
– Niamh Grey – zaczyna, zbliżając się do nich – czyli jednak
cię tu przenieśli. A nie sądziłam, że będziemy miały okazję porozmawiać od
czasu naszego pechowego spotkania.
Kapitolinka krzywi się delikatnie na jej słowa. Przez całe
poprzednie Igrzyska musiała towarzyszyć zwyciężczyni z Dziewiątki, mimo że opiekowała się trybutami z Dziesiątki. Na jej własne nieszczęście
miejsca w Sali dla opiekunów i mentorów były poustawiane według kolejności
numerów Dystryktów, czyli dziewiątka obok dziesiątki.
Przez te kilka dni Niamh doskonale poznała młodą Candicy
Bree. Dziewczyna była irytująca, ciągle się z nią sprzeczała i krytykowała
ubiory Kapitolińczyków. Pewnego razu Niamh nie wytrzymała i powiedziała, że na
szczęście mają ją przenieść do Czwartego Dystryktu i nie będzie musiała
rozmawiać z takimi głupimi osobami jak Candicy.
– Niestety, organizatorzy stwierdzili, że tutaj potrzeba
im profesjonalisty – mówi ze spokojem Niamh, podkreślając ostatnie
słowo, co tylko przywołuje uśmiech na usta dziewczyny.
– Czyli koszmary czasem się spełniają – stwierdza Bree, nie
przestając się uśmiechać.
Opiekunka postanawia zignorować tę uwagę i kątem oka zerka
na Chrisa.
– Nie wiem, czy miałaś przyjemność poznać mojego towarzysza,
Ch…
– Christophera Faciollo, tak, tak, wiem – dokańcza za nią
zwyciężczyni. – Lepiej chodźmy już do samochodu – proponuje, rozglądając się
wokoło. – Zaraz wzejdzie słońce i ludzie zaczną wychodzić z domów, a nie sądzę, by byli zadowoleni z waszego przybycia.
Niamh marszczy lekko brwi, idąc za brunetką.
– Mogą krzyczeć? – pyta z lekkim niepokojem w głosie i
marszczy nos, słysząc głośny śmiech Candicy.
– W takim momencie obawiałabym się o własne życie, Gray.
Opiekunka wzdryga się lekko i szybko wsiada do wielkiego,
czarnego pojazdu. Drzwi się zamykają, pojazd rusza.
Niamh zajmuje miejsce obok Christophera a Candicy siada
naprzeciwko nich. Przez chwilę przygląda się styliście, mrużąc oczy.
– Nie wyglądasz jak oni – stwierdza po chwili i rozkłada się
wygodnie na skórzanym siedzeniu. Chris uśmiecha się lekko.
– Bo nie jestem jak oni – odpowiada, wywołując u brunetki
śmiech.
– Co sprowadza stylistę największych sław Kapitolu, trybutów
z Jedynki, do takiego ponurego miejsca jak to?
Mężczyzna przekrzywia lekko głowę.
– Powiedzmy, że przybyłem po wenę i natchnienie… – mówi
ostrożnie – bo niektóre osoby z Kapitolu czy Jedynki niekoniecznie mnie
zadowalają.
– Więc wolałeś Dziewiątkę? – Candicy kręci z niedowierzaniem
głowę. – Pewnych osób na tym świecie nigdy nie zrozumiem.
Przez chwilę w samochodzie panuje cisza.
– A co u starej Glenny? Nawet nie oczekiwałam, że się tu
zjawi, ale zastanawia mnie, czy wciąż uważa, że przebieranie trybutów za kłosy
jest najlepszym pomysłem.
Christopher chichocze cicho.
– Chyba organizatorom się to nie podobało, bo ją zastąpili
niejaką Del. Rozmawiałem z nią na temat strojów i razem stwierdziliśmy, że
trzeba wymyślić coś oryginalnego. Moim zadaniem jest tylko obejrzenie trybutów
z bliska, a potem, tuż po zakończeniu losowania, wracam poduszkowcem
do Kapitolu i zaczynamy pracę nad strojami.
Samochód zatrzymuje się, Candicy otwiera drzwi.
– Chodźcie – mówi władczo i rusza białym chodnikiem. Niamh
ze zdziwieniem rozgląda się po placu. Cała powierzchnia przyprószona jest czymś białym.
– Śnieg? – pyta. – Przy takiej pogodzie?
– To mąka. –
Zwyciężczyni nawet nie odwraca się w jej stronę. – Zawsze pokrywa chodniki i
ulice. Jak pewnie wiesz, nasz dystrykt zajmuje się jej wytwarzaniem.
Drzwi do Pałacu Sprawiedliwości otwierają się. Niamh bierze
głęboki wdech.
– No to zaczynajmy!
_____________________________________
Witam wszystkich! Oto moje opowiadanie na podstawie Igrzysk! Może jeszcze nie wiecie, ale nie będzie ono pisane z perspektywy Niamh, tylko trybutki, Morvoren (Niamh nie jest na moje siły). Mam nadzieję, że opowiadanie was zaciekawi i będziecie tu zaglądać.
Co do szablonu, to wykonałam go sama, dlatego jeśli macie z nim jakieś problemy, piszcie, poprawię. Był robiony na szybko, wczoraj wieczorem, dlatego może mieć pewne... błędy.
Pozdrawiam wszystkich!
~Caireann
Czuję się inspiracją *ociera łzę*
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to z perspektywy Kapitolanki, która odgrywa rolę... no, tą co miała Effy. Naczy, ten rozdział. I ten wyjątek bardzo mi się podoba :3
Stylista jest boski. Już go pokochałam xd A jak to będzie z Morvoren to się zobaczy.
Jestem na komórce, więc nie wiem dokładnie co z szablonem, ale wygląda całkiem ciekawie.
Pozdrawiam cieplutko
Kraken
Aaa! Weszłam na kompa i szablon mnie olśnił O.O Głównie CSS (menu) BRAWO!
UsuńOch, dziękuję pięknie. Tak, to taka moja Effie. I cieszę się, że szablon przypadł do gustu :D
UsuńNiesamowite! Cudownie piszesz, naprawdę. Rzadko się zdarza w Igrzyskowych fanficach prolog, czy rozdział 1 pisany z perspektywy innego bohatera, a tym bardziej kogoś z Kapitolu. Co oczywiście mnie bardzo cieszy! Wspaniale wszystko przedstawiłaś, nawet bez dopisku na końcu rozdziału dało się domyślić, że Niamh nie jest główną bohaterką ;)
OdpowiedzUsuńInteresują mnie te postacie, w szczególności Christopher. Widać, że pasjonuje go to, co robi, a musi być naprawdę dobry, skoro dostał Pierwszy Dystrykt. Ciekawi mnie, czy przedstawisz w dalszych rozdziałach jego projekty? Chyba jestem zmuszona czytać dalej :)
Pozdrawiam,
Hanae Mori.